Moja Historia

Hannover i jego „atrakcje”

( Część 26 )

 

 

Hotel jak hotel, szału nie było. Ibis Budget Hannover Garbsen, cóż wiele oczekiwać. Ale nie na wygody przyjechaliśmy do hotelu, tylko żeby gdzieś zmrużyć oko przez noc. Na sam początek, zostaliśmy jak zwykle z lekka zszokowani. Ja rozumiem, że to nie luksusowy hotel, ale jednak w nazwie ma hotel, więc jakieś standardy powinny obowiązywać, czyż nie? Już przy samym wejściu do „hotelu” minęliśmy się z panem, dodam pracownikiem, od którego zalatywało wódką. Ja rozumiem, że była to już 20:00 z minutami, ale ludzie, nie przesadzajmy, w pracy jesteście. Po ominięciu pana, który zresztą wskazał nam kierunek, gdybyśmy nie wiedzieli gdzie iść, dotarliśmy prosto do recepcji. A tam … reszta towarzystwa wzajemnej adoracji. Ręce opadają. Bardziej wyglądali na dozorców hotelu niż recepcjonistów, a dodatkowo ciężko nam było się porozumieć, bo z angielskim nie było im w życiu po drodze, zresztą jak mi 😉. No cóż nam pozostało. Jakimś cudem się dogadaliśmy, dostaliśmy klucze do pokoi, bo dla wyjaśnienia my niestety zawsze musimy brać dwa pokoje, gdyż dla sześciu osób to raczej trudno coś znaleźć, w szczególności w tak wypasionych hotelach jak ten 😉, i poszliśmy zanieść swoje torby.

Jak możecie się domyślić, na kolację też nie mogliśmy już liczyć, bo za późno było, więc pozostało nam zjeść na zewnątrz. Po wyjściu z hotelu skręciliśmy w lewo, w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Normalnie jak jaskiniowcy 😉, ale przyznam, że polowanie można zaliczyć do udanych. Dosłownie 50 metrów od hotelu znaleźliśmy malutką budkę przypominającą bar przydrożny. Najpierw zastanawialiśmy się, czy wejść, czy może lepiej nie ryzykować i poczekać już do śniadania. Jednak patrząc na głodne dzieci, zdecydowaliśmy się zaryzykować 😉. Po wejściu do środka ukazała nam się niewielka przestrzeń z kilkoma stolikami i barkiem po prawej stronie. Przy jednym ze stolików siedziało kilku Niemców, którzy jak tylko weszliśmy, patrzyli na nas jak na kosmitów 👽. Wybraliśmy dwa pierwsze stoliki z brzega i poszliśmy zobaczyć, co serwują do jedzenia. Oczywiście spojrzenia 👀 tubylców poszły z nami, jak można zauważyć towarzyscy bardzo a może pomocni i nie chcieli, żebyśmy się po drodze zgubili 😉. Tak czy inaczej, coś tam (czytaj: schabowego) udało się jeszcze zamówić, i nawet było w miarę zjadliwe. Potem poszliśmy do pokoi, żeby wyspać się przed kolejną trasą. Co prawda już nam się tak bardzo nie spieszyło, ale i tak musieliśmy wyrobić się przed 10.00, gdyż do tej godziny było śniadanie. Oczywiście w formie bufetu, ale przyznam szczerze, że nawet można było z czegoś wybrać. Posłuchaliśmy przy okazji rannych wiadomości w telewizorze, który był w pomieszczeniu, gdzie serwowane było śniadanie i oczywiście w języku niemieckim, bo jakby inaczej, a potem zapakowaliśmy się do samochodu. Wspomnę jeszcze, że ranna zmiana była jeszcze trzeźwa, jak zeszliśmy na śniadanie 😉.

Przed nami kolejne 8 i pół godziny jazdy do Warszawy. Znowu cały dzień w samochodzie. Sama myśl, że tym razem będzie dłuższa przerwa od jazdy niż tylko noc, dodawała nam siły 😉. Droga prowadziła nas obok Wolfsburga, gdzie mieszkaliśmy niedaleko w 2013 roku. Nawet przez myśl nam przeszło, żeby może przejechać tamtędy i pokazać dzieciom dla przypomnienia, gdzie mieszkały. Za każdym razem miło wspominamy ten czas w Niemczech. Niestety w ostateczności zrezygnowaliśmy, bo i tak mieliśmy dotrzeć na miejsce wieczorem, a taki „skok w bok” kosztowałby nas trochę czasu.

Droga do Warszawy była dosyć dobra i na miejscu nie byliśmy zbyt późno. Od razu pojechaliśmy do mojej mamy, aby przenocować i zostawić tam dzieci na kolejne dwie noce, a my mogliśmy z samego rana jak zwykle pozałatwiać konieczne sprawy w Polsce. Trzy dni minęły nawet nie wiadomo kiedy. Czas ruszać w kolejną trasę. Tym razem trochę krótszą i na dłużej, bo aż 5 nocy 😉.

 

Wasza,

Chwila dla Ciebie

 

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *