Moja Historia

Kolejna zmiana

( Część 39 )

 

Transport naszych mebli dotarł do nowego domu w grudniu. Można powiedzieć, że idealny czas, bo w styczniu mąż leciał już po nas do Irlandii, więc miał troszkę czasu, żeby najważniejsze rzeczy rozpakować i przygotować na nasz przyjazd, takie jak łóżka i pościel. On rozpakowywał kartony, a my w tym czasie wybraliśmy się na dwa tygodnie w odwiedziny do Polski.

 

 

No to w drogę 🛫

 

Miła Niespodzianka

 

Był to rok szkolny, w którym nasza młodsza córcia miała Komunię Świętą, więc musiałam kupić stroje komunijne. Nasz wspaniały ojciec jezuita powiedział, że zrobi dla córki Komunię jeszcze przed naszym wylotem, bo tam to nie wiadomo, jak to będzie wyglądało, tym bardziej że Komunia miała być w maju, a my wylatywaliśmy do Puerto Rico w styczniu. Problemem byłby też język, ponieważ jakby nie było, tam wszystko jest po hiszpańsku, a jednak dobrze by było, gdyby rozumieli, co się do nich mówi i dlatego zdecydowaliśmy, że będzie miała w Irlandii taką prywatną Komunię Świętą 🥰. Ojciec jezuita nie rozdrabniał się za bardzo w swoich propozycjach i zaproponował, że jak chcemy to może zrobić też dla najmłodszego syna, żebym już nie musiała się stresować. I tak też zrobiliśmy. Za jednym razem była Komunia dla dwójki najmłodszych dzieci i zrobiliśmy ją na dwa dni przed wylotem do Puerto Rico.

 

Mężowi kupiliśmy bilet do Irlandii na 9 stycznia, żeby po nas przyleciał. Komunia odbyła się 13.01.2019 r. Rodzina również przyleciała do nas wcześniej, żebyśmy mogli spędzić więcej czasu razem. Goście dopisali prawie wszyscy. Niestety w ostatniej chwili okazało się, że moja przyjaciółka Ania nie mogła przylecieć. Nawet moja siostra z Wiednia, która potwornie boi się latać samolotami, odważyła się i razem z drugą siostrą Renią, która też tam mieszka, przyleciała. Wiem, że była to dla niej wyprawa życia i śmierci i jestem z niej bardzo dumna 😌.

 

Wyobraźcie sobie, że następnego dnia po Komunii, w skrzynce była kartka pożegnalna dla najstarszego syna od lokalnego księdza, ojca Johna z naszego Kościoła, gdzie syn służył do Mszy a razem z nią zaświadczenie, że syn miał bierzmowanie, bo o takie poprosiliśmy. Dodatkowo ojciec John napisał na tym zaświadczeniu, że nasze maluchy miały Komunię Świętą. Czyż to nie cudowne. Nawet nam to przez głowę nie przeszło a tu taka miła niespodzianka 😇.

 

Nocne zwiedzanie z gośćmi 

 

Goście

 

Okazało się, że mamy cały dom ludzi. Warunki domowe – polowe, ale na szczęście nikomu to specjalnie nie przeszkadzało 😀. Jakoś daliśmy radę. Najstarszy syn spał u sąsiadów za ścianą, młodszy u kolegów z podwórka, z którymi się przyjaźnił, pożyczyłam dodatkowe materace i było dobrze. Pewnie na pierwszy rzut oka wyglądało to jak w schronisku, albo jeszcze gorzej, ale najważniejsza była obecność i atmosfera, a nie warunki. Wynagrodziliśmy im to przyjęciem 😉. Następnego dnia niektórzy goście wyjechali, niektórzy pojechali zwiedzać. Ja z siostrami oczywiście pojechałam do Glendalough, bo jak by mogło być inaczej 😉. Pogoda niespecjalnie nam dopisywała, jak to w Irlandii, ale tragedii nie było. Jakby nie było to środek zimy w Irlandii przecież, a nie Lazurowe Wybrzeże 😜. Jedyna taka okazja, żeby coś jeszcze zobaczyć, to nie ma co narzekać, czyż nie?

Cieszyliśmy się, że ostatnie nasze dni w Irlandii możemy spędzić z rodziną, bo jakby nie było do Puerto Rico to jednak „troszkę” dalej i „troszkę” drożej, więc zdawaliśmy sobie sprawę, że za szybko (jeśli w ogóle tam) się nie zobaczymy.

 

Ostatki Irlandzkie

 

Gdy wszyscy goście już wyjechali, zostało nam niewiele czasu na ogarnięcie mieszkania. Wylot mieliśmy następnego dnia. 6 bagaży i 6 podręcznych już czekało na podróż. Lot mielimy przed południem, więc ranek był trochę zabiegany. Ze względu, że tym lotem co my lecieliśmy, pies nie mógł lecieć, musieliśmy zaprowadzić psa razem z klatką do znajomych, którzy zgodzili się zawieźć go na lotnisko następnego dnia i sami z cały dobytkiem, który nam został pojechać na lotnisko. Standardowo zresztą 😜. Kodi poleciał dzień później i musiał mieć nocleg w Miami. Tam odebrał go Hectora kuzyn, który wziął go do siebie do domu i następnego dnia przywiózł z powrotem na lotnisko. Sami powiedzcie, jakie mamy szczęście. Obcy ludzie, których nigdy na oczy nie widzieliśmy, odebrali nam psa, zaopiekowali się nim, nawet zdjęcia przysłali, żebyśmy się nie martwili i następnego dnia pofatygowali się na lotnisko, żeby go oddać na lot. Umówmy się, komu by się chciało.

 

Nasz bryka 🚙 pozostawiona sama.

 

Nasz Dobytek

 

Zastanawiacie się pewnie co z mieszkaniem. Mieszkanie wciąż nie było sprzedane. Jak to w Irlandii. Wszyscy mają czas. W szczególności pani notariusz od strony kupującej. Ona miała mnóstwo czasu, dlatego tez opuściliśmy Irlandię bez uregulowanej sprzedaży i dodatkowo niesprzedanym samochodem. Nie mogliśmy go sprzedać wcześniej, gdyż był nam potrzebny do samego końca. Został w garażu. Tak jak wspomniałam, otaczali nas wspaniali ludzie, którzy bardzo nam w tamtym czasie pomogli, w chwilach, kiedy tej pomocy potrzebowaliśmy. Jednym słowem mogliśmy na nich liczyć. Samochodem zajął się nasz znajomy sąsiad z naprzeciwka – Wojtek. A że w Irlandii nie jest tak jak w Polsce, to nie było większego problemu, żeby sprzedał go za nas. Dałam ogłoszenie, a Wojtek zajął się resztą. Kupiec znalazł się szybko i samochód sprzedał się za taką ceną, za jaką wystawiłam, mimo że nikt nie dawał mu takiej szansy 😜💪. Z mieszkaniem nie było już tak szybko, ale ważne, że kupiec był i się nie rozmyślił po naszym wyjeździe 😉.

 

Ten czas od ostatniego roku pobytu w Irlandii do teraz, i mam nadzieję, że będzie trwał zawsze, uważam za czas opieki Bożej nad naszą rodziną. Dowiecie się dlaczego, z kolejnych wpisów. Ja nie uznaję zbiegów okoliczności, tylko coś zawsze dzieje się po coś i z jakiegoś powodu.

 

Wasza,

Chwila dla Ciebie

 

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *