Szkoła, jak to będzie?
( Część 41 )
Najważniejszą rzeczą była szkoła. Jeszcze przed naszym przylotem mąż poszedł do najbliższej szkoły, która okazała się naszą szkołą rejonową, i zgłosił dzieci, że będą uczęszczały. Po przylocie musieliśmy się trochę nabiegać po urzędach, żeby mogli dopuścić nasze dzieci do nauki, ale ogólnie bardzo miło nas traktowali, a nawet pomagali. Po prostu wszystko musieli sprawdzić, przeliczyć oceny z Irlandii według ich systemu, żeby wiedzieć, na jakim są poziomie w ich kraju. Nie wiem, jak oni to przeliczali, ale najstarszemu synowi trochę popsuły się oceny przez to . Na początku trochę się zmartwił, ale na koniec roku przy egzaminie ogólnokrajowym i tak wypadł o wiele lepiej na tle całej klasy, szkoły, a nawet regionu. Zresztą jak i starsza córka, co było dla nas zaskoczeniem, gdyż oni ten semestr uczyli się po hiszpańsku i jakby nie było, było to dla nich dużym utrudnieniem. Dumna ja 😌. Pamiętam, jak starsza córka siedziała nad książkami, tłumaczyła wszystko, co było na lekcjach z hiszpańskiego na angielski, odpowiadała po angielsku i znowu tłumaczyła z angielskiego na hiszpański 😓. Dużo wtedy czasu poświęcała na szkołę biedulka, ale na dobre jej to tylko wyszło, bo przynajmniej szybko hiszpańskiego się nauczyła 😀.
W szkole
Ogólnie jeśli chodzi o szkołę, to bardzo dobrze trafiliśmy. Generalnie nikt tam nie mówi po angielsku, zresztą tak jak i my po hiszpańsku, ale była tam jedna pani nauczycielka, która bardzo pomogła nam przy załatwianiu wszystkich rzeczy, gdyż była amerykanką i mogliśmy się z nią porozumieć. Bardzo życzliwa kobieta. Dyrektor szkoły, niesamowity człowiek, coś nie coś wykrzesywał z siebie łamanym angielskim. Bardzo przyjazny i pomocny człowiek.
W Puerto Rico dzieci do szkoły chodzą w mundurkach. Ze względu na to, że dopiero się sprowadziliśmy i jeszcze dużo zostało nam do ogarnięcia, dyrektor zrobił wszystko, żebyśmy nie musieli się niczym martwić. Dzieci dostały uniformy, przybory do szkoły, książki, a nawet załatwił im obiady w szkole. Jeszcze chciał nam załatwić autobus szkolny, ale akurat mieliśmy bardzo blisko, więc nie był nam potrzebny 😀.
Pierwsze dni szkoły
Pełen luz
Szokujące było dla nas to, jaki tam panuje luz. Dyrektor rozmawiając z nami, już w późniejszym czasie, usiadł sobie na krześle ze skrzyżowanymi nogami. Dla nas było to takim szokiem, że długo nie mogliśmy tego ogarnąć. Porównując polskie realia i tamtejsze, to nie ukrywam, że dzieci w Polsce mają bardzo ciężkie życie 😉, a kadra nauczycielska, łącznie z dyrektorami, są bardzo surowi, jeśli chodzi o zachowanie. Zresztą jeśli chodzi o naukę to też.
4 na 1 😉
Atrakcja
Pierwszy dzień w szkole był dosyć dziwny. Okazało się, że dyrektor poinformował całą szkołę, że dołączą do szkoły czterej nowi uczniowie. Pierwszego dnia jak pojawiliśmy się w szkole, na wewnętrznym placu, wszystkim jakby zatrzymał się czas. Wszystkie oczy 👀 były skierowane w naszą stronę. Trochę czuliśmy się jak jakaś atrakcja 😉, a trochę jak celebryci 😆. Może nie byłoby w tym nic takiego dziwnego, ale powiedział, że są z Europy i to chyba było dla nich takie interesujące. Generalnie dzieci zostały bardzo dobrze przyjęte przez tamtejsze dzieci, a nawet byłabym skłonna powiedzieć, że chłopcy, to wręcz skradli serca dziewczyn. Nawet nauczycielki śmiały się, że jest deficyt na chłopaków w Puerto Rico i nasi synowie to niezłe kąski 😆. Najmłodszy już od pierwszych dni nie mógł się opędzić od dziewczyn, ganiały za nim na każdej przerwie 😉. Starszy za to był non stop głaskany po włosach, bo miał nie dość, że blond to jeszcze inne w dotyku i to była niezła atrakcja (albo pretekst do tego, żeby go podotykać 😉).
Z Panem Dyrektorem
Pan dyrektor był tak pomocny, że nawet starał się załatwić najstarszemu synowi stypendium za jego naukę, ale niestety okazało się, że nie dostanie, bo nie mamy jakiegoś numeru socjalnego. Taki numer miał tylko mąż, bo na niego była wiza, a my byliśmy tylko do niej dołączeni. Z tego też powodu, ja nie mogłam pójść do pracy. Takie to były szkolne początki.
Wasza
Chwila dla Ciebie